W ciągłym (bez)ruchu
6/07/2021Początki prowadzenia bloga to była ciągła ekscytacja. Sama idea zrobienia tego „szalonego” kroku wydawała się niesamowita. Uwielbienie dla słowa pisanego oraz chęć edukowania przywiodły mnie tutaj rozpościerając przede mną wizję miejsca, w którym podzielę się częścią siebie i swojej wiedzy. To był okres, w którym wyprodukowałam niemałą ilość słów, bo jako studentka dorabiałam m.in. pisząc o ślubach. Z tego względu pisałam wszędzie – w domu, w ogrodzie, w autobusie, w samochodzie. W zasadzie nie wybrzydzałam. Wszystko to przeplatało się z miliardem innych aktywności. Zastanawiałam się więc jak znalazłam się w momencie życia, w którym do pisania muszę się zmuszać. I chyba znalazłam odpowiedź – chodzi o ruch!
Wiedzą ci, którym przyszło pracować przy komputerze, że nie ma czego zazdrościć. Zdarzało mi się słyszeć, zwłaszcza od babci, o swoim szczęściu płynącym z pracy biurowej, w której mogę odpocząć, aby później po powrocie do domu ochoczo brać się do zadań domowych i w podskokach, niczym postacie z bajek Disneya mknąć po zakupy. Bowiem męczą się tylko ci, którzy pracują fizycznie. Dlaczego więc po ośmiu godzinach pracy nie mam ochoty na nic ambitniejszego niż odpalenie serialu i rozłożenie się na kanapie? Dobre pytanie. Umiejscowiłabym je zaraz obok tego, czy zna ktoś metodę na to, aby pohamować odruch wymiotny, który odczuwam na myśl o konieczności otworzenia laptopa po pracy.
Zdiagnozowałam u siebie przedawkowanie komputera i brak wystarczającej ilości ruchu. Typowe dla pracowników umysłowych. Staram się co prawda pielęgnować stan, w którym chodzę do pracy piechotą i wynajduję dla siebie inne aktywności, ale jest to dalekie od stylu życia studentki, zaangażowanej w liczne projekty, ogarniającej studia, pracę, co rusz wynajdującej szkolenia, warsztaty i wolontariaty. Innymi słowy – praca przy biurku mnie zabija – a już na pewno znacząco wpływa na moją kreatywność i zasoby twórcze.
Swoją cegiełkę do tego wszystkiego dołożyła pandemia. Zamknięcie wszystkiego, w tym ludzi w domach, ograniczyło możliwość poruszania się. Ruch zamarł. Zatrzymały się zegarki i opaski skrupulatnie liczące kroki. Dziesięć tysięcy zalecane przez WHO, które odtąd trzeba było robić wokół ławy w salonie okazało się jakieś nieosiągalne. Osiągalna za to była trasa do lodówki. Kilkadziesiąt razy dziennie. W szczytowym momencie podróżą marzeń była podróż z workiem na śmieci do osiedlowego kontenera. Brak ruchu doskwierał bardziej niż kiedykolwiek. W momentach kiedy nie pracowałam zdalnie dziękowałam Bogu, że mogę chodzić do pracy na nogach i postanowiłam, że ten stan rzeczy postaram się utrzymać szukając następnego mieszkania. Tym razem takiego z balkonem.

Czy to jest moment, w którym zaczniemy dostrzegać jak ważny dla nas jest ruch? Pojawił się w nas co prawda bunt przeciwko sytuacji zamknięcia, ale nie jestem pewna, czy przejawia się on powrotem do używania nóg. Przyglądałam się temu ostatnio nieco uważniej i z przykrością stwierdzam, że samochody wdzierają się wszędzie. Nie chce nam się przejść kilku kroków więc parkujemy gdzie popadnie, a co najgorsze miasta nam to umożliwiają. Niezmiennie szokuje mnie fakt wpuszczania ruchu kołowego do ścisłego centrum miasta, a wręcz dopuszczania do swobodnego jeżdżenia po rynku, który z zasady miał służyć gromadzeniu się ludzi. Szokuje mnie podjeżdżanie pod same drzwi kościoła z gromadką otyłych dzieci oraz parkowanie na chodnikach z obawy przed koniecznością przejścia kawałka pieszo. Dziwi mnie fakt, że przyjeżdżamy gdzieś z myślą uprawiania sportu, a nie chce się nam zrobić kilku kroków, aby w to miejsce podejść. A już zupełnie niewiarygodne jest to, że chcemy zdobywać górskie szczyty bez wysiłku, za pomocą swoich czterech kółek.

Zachęcam do zmian. Doświadczenie spaceru otwiera. Łączy kropki na mapie miasta. Pomaga dostrzec szczegóły, odkryć urocze zaułki, a przede wszystkim poczuć swoje ciało. Poza tym pozwala podejrzeć kłótnie o miejsce na stragan odpustowy pod kościołem w centrum miasta, czy dzika nurkującego w rzepaku. Warto dać sobie przestrzeń do myślenia, do włóczenia się bez wyrzutów sumienia, do wyławiania scen z życia innych ludzi i obserwowania przyrody. Odrywajmy się od komputera kiedy tylko możemy i róbmy sobie przerwy, a nasze umysły i ciała będą nam wdzięczne.
Polecam i sama wychodzę na spacer :)
Kinga
0 komentarze