Przytulny dom na przedmieściu. Dlaczego też muszę za niego płacić?
6/20/2018
Dom na przedmieściu i dobra fura. To wciąż marzenia większości Polaków. Ja jednak marzę, żebym nie musiała płacić za fanaberie innych. Myślicie, że przesadzam? Nie sądzę… Wiecie jakie są koszty rozlewania się miast i rozproszonej zabudowy?
Kiedy przychodzisz do domu po ciężkim
dniu pracy, marzysz, aby zaszyć się gdzieś na końcu świata, kupić działkę w
lesie, czy przynajmniej kilometr od najbliższego domu, gdzie będzie cisza i
spokój. Wtedy nie zastanawiasz się jeszcze ile może cię to kosztować nerwów w
przyszłości. Ile w ogóle może cię to kosztować. I mnie.
Z podmiejskiego raju do piekła w pięć minut
Jakiś czas temu kolega zapytał
(retorycznie) po co kupować działkę w mieście, skoro taka sama tuż za miastem
lub na jego obrzeżach kosztuje mniej? Poza tym brak innych domów w okolicy gwarantuje ciszę i spokój. Zapytałabym raczej czemu lepiej to zrobić.
Przeanalizujmy więc sytuację kolegi. Oboje z żoną pracują w mieście. Mają
dwójkę dzieci. Chłopca i dziewczynkę. Jedno i drugie lada moment pójdzie do
szkoły. Co to oznacza? Po pierwsze dwa samochody. Dojazdy do pracy – do miasta,
odwożenie dzieci do przedszkola i szkoły – do miasta, zajęcia pozalekcyjne – w mieście.
Czas wolny, który można spędzić na leżeniu w ogrodzie? No może kilka godzin
tygodniowo, które i tak straci na koszenie trawnika i wyrywanie chwastów. Resztę
spędzi w korkach lub czekając na to, aż skończy się angielski, balet i piłka
nożna. Zmęczenie? Jakie zmęczenie? Rozrywka? Przed telewizorem. Bajka?
No to załóżmy, że kolega ma dość.
Dzieci są już duże. Mogłyby same jeździć do szkoły lub na zajęcia pozalekcyjne. Tylko
dlaczego do tej pory nie ma transportu publicznego? Przecież w okolicy są już
trzy domy! Nic z tego. Nie dość, że transport publiczny jest nieopłacalny, to
jeszcze nikt nie będzie ryzykował puszczania kilka razy dziennie pustego autobusu.
Zaczyna być ciężko. Wszędzie jest daleko, wyjście do kina to już spora
wycieczka, a spotkania ze znajomymi od dłuższego czasu są bardzo uciążliwe. I w dodatku
rachunki są coraz większe. Czy to już jest ten moment, w którym zmęczony kolega
po ciężkim dniu w pracy marzy o powrocie zamieszkaniu w centrum miasta?
Jeden buduje, wszyscy płacimy
To jakie rozterki w przyszłości będzie
miał mój kolega to tylko i wyłącznie jego wybór. Ale nie wiem czy wiecie, że
my, jako mieszkańcy miasta musimy za ten jego wybór płacić. Płacimy za to w
wyższych rachunkach za wodę i inne media, płacimy za to w podatkach, płacimy za
to spacerując w spalinach samochodów i swoim czasem, kiedy potrzebujemy
załatwić coś poza miastem lub w innej dzielnicy. Wszystko dlatego, że
wybudowanie infrastruktury oraz jej utrzymanie kosztuje. Czym bardziej rozlane
miasto, tym większe koszty generuje. Dodatkowo, czym dalej od siebie budowane
są budynki, tym więcej pieniędzy trzeba przeznaczyć na budowę i utrzymanie
infrastruktury, z której korzysta niewiele osób np. remonty czy odśnieżanie
dróg. Z czasem zaczynają się żądania żłobków, przedszkoli i szkół, a to też
spory wydatek.
Pozostaje jeszcze jeden ważny
aspekt. Wraz z większym zainteresowaniem terenami podmiejskimi, spada
zainteresowanie mieszkaniem w centrum miasta. Wraz za tym pojawia się wiele
opuszczonych terenów i pustostanów, co nie służy ani wizerunkowi miasta ani zmniejszaniu
kosztów jego funkcjonowania.Tym samym miasto wydaje się opuszczone, a mieszkańcy płacą coraz więcej.
0 komentarze