Kiedy zakochana w papierze
przyszła panna młoda szuka zaproszeń, może to się skończyć różnie. W pierwszej
kolejności frustracją spowodowaną nadmiarem kiczu i brzydoty, w drugiej
kolejności frustracją związaną z brakiem idealnej formy, w trzeciej kolejności
frustracją spowodowaną brakiem motywu, który idealnie współgrałby z pomysłem na
wesele. Jednak gdy przyszła panna młoda jest zmuszona poznać branżę ślubną już
dwa lata wcześniej, wie gdzie szukać takich, które wykluczają przynajmniej dwa
pierwsze punkty. Na początek nie jest więc źle, prawda? W końcu tylko jeden
krok dzieli ją od pełnej satysfakcji. Jaki?
Zauważyłam, że do papeterii wybieranej
na ślub i wesele wciąż nie przykłada się zbyt wielkiej uwagi. W dużym stopniu jest
to powodowane redukcją i tak wielkich kosztów, związanych z tak ogromnym
przedsięwzięciem. Stąd zaproszenia często nie należą do najbardziej
wyrafinowanych, a winietki przygotowywane są przez lokal masowo na perłowym papierze,
który zdobią imiona napisane niezbyt wyszukanym fontem. (Czytacie to i kręcicie
głowami? Macie zatem szczęście obracania się w obdarzonym dobrym gustem gronie.
Ja jednak spędziłam kilka miesięcy w rożnych grupach ślubnych i wiem co
widziałam). Nie myślenie o takich szczegółach lub posiadanie niezbyt
wygórowanych wymagań względem takich detali oczywiście ułatwia życie, ale nie
jest do przejścia dla kogoś, komu od dziecka świecą się oczy na myśl o papierze
i wszelkich artykułach z nim związanych.
Na szczęście wymagania panien młodych,
podsycane pięknymi realizacjami podejrzanymi na zagranicznych blogach oraz w
coraz częściej wydawanych albumach z inspiracjami ślubnymi rosną. Stale powiększa
się też wybór zaproszeń na naszym rodzimym rynku. Zresztą pokazywałam to już
przy okazji stworzenia mojego małego RANKINGU. Byłam mu wierna przy wybieraniu
swoich zaproszeń oraz pozostałych elementów poligrafii. Tym sposobem padło na
Bielinka, gdzie powstały moje minimalistyczne, eukaliptusowe cuda. I to
tu udało się połączyć wszystkie punkty, o których pisałam na początku, łącznie
z trzecim, bo powstały na indywidualne zamówienie. Z efektów byłam zadowolona
bardzo. Właściwie nadal jestem, szczególnie kiedy setny raz przeglądam naszą
cudowną księgę gości. Z tego też powodu postanowiłam pochwalić się Wam rezultatami.
Ten kolaż + zdjęcie z
przymiarek wysłałam Bielinkowi jako inspirację. W efekcie, po kilku dyskusjach
i konsultacjach powstał projekt naszych zaproszeń, który idealnie oddawał
klimat jaki chcieliśmy uzyskać.
Takie zdjęcia naszych zaproszeń, które zresztą uwielbiam, możecie znaleźć na stronie Bielinka. Zaproszenia też. Są teraz w stałej ofercie. Żałuję tylko, że w szoku poweselnym nie zabrałam naszych winietek z napisem "Pan Młody" i "Panna Młoda". Wkleiłabym je do księgi :)
Na żywo te zaproszenia są jeszcze piękniejsze. Rozmyte kolory, niewielka akwarela i przyjemny w dotyku, wysokiej jakości papier.
A w taki sposób minimalizm łączył się z industrializmem na naszym weselu. Zdjęcia są oczywiście autorstwa Marysi Mendakiewicz.
Co Wy na to? Podobają się Wam tak samo jak mnie?
Do następnego razu,
Kinga
- 9/16/2017
- 0 Comments